sobota, 1 czerwca 2013

10. Ponownie Hogwart


Powrót do szkoły był o wiele trudniejszy niż się tego spodziewałem. Victoire nie odzywała się do mnie do końca ferii świątecznych, więc jedynym plusem powrotu był brak tej niezręcznej ciszy między nami. Tuż po świętach Kasja wyjechała do swoich dziadków, najprawdopodobniej uznając, że namieszała już wystarczająco. W końcu dopięła swego. Dopiekła i mi i Vickie. Nate również nie został dużo dłużej i chociaż dzięki temu miałem dla siebie sypialnię, mój komfort niewiele się polepszył. Szczególnie, że każda próba rozmowy z Weasley wyglądała tak samo. A w zasadzie głównie był to mój monolog. Jako, że nie byłem w tym najlepszy, to relatywnie szybko dawałem za wygraną. Może to i lepiej. Przynajmniej nie musiałem widzieć jej poirytowanych błysków w oczach.
Podróż mijała mi wyjątkowo szybko. Za oknem mimo zmieniającego się krajobrazu, pogoda była mniej więcej taka sama; przez szyby w przedziałach nie dało się zobaczyć zbyt wiele, bo ciągle albo sypał sam śnieg, albo deszcz ze śniegiem. Gdy dojechaliśmy na miejsce wyglądało to mniej więcej tak samo. Pięknie…
Listownie umówiłem się ze Sterlingiem i Chacem na spotkanie w Trzech Miotłach, w Hogsmeade, więc odłączając się od reszty wracających po świętach, wstąpiłem do Pubu. Wewnątrz było dużo cieplej, przytulniej i dodatkowo pachniało kremowym piwem. Z wdzięcznością odetchnąłem, obserwując jak resztki białego obłoczka mojego oddechu, znikają w ciepłym powietrzu. Wtargałem za sobą mój kufer, klnąc przy tym od serca. Zatrzymałem się na chwilę w przejściu, wypatrując kumpli. Chace machnął mi znad dębowego stolika w rogu Pubu. Skinąłem mu głową, targając przy tym włosy. Miałem nadzieję chociaż trochę je osuszyć. Cholera, zrobiły się nieco przydługie.
- No w końcu! – zawołał Chace, waląc mnie przy tym z szelmowskim uśmiechem po plecach.
- Siedzimy tu już chyba z pół godziny. Mam nadzieję, że wiesz, że nawet na dziewczynę bym tyle nie czekał – burknął Sterling, podając mi rękę do uścisku.
- Oczywiście, że byś czekał. Gdyby to była taka Juliette, to byś czekał – prychnąłem, na co Wood wybuchnął śmiechem. Postawiłem kufer tuż obok naszego stolika, zawieszając czarną jesionkę na krześle. Sam rozsiadłem się tuż przy ścianie, patrząc w kierunku młodej atrakcyjnej kelnerki.
- Chyba mylisz mnie z nim – Sterling wskazał kciukiem, na siedzącego obok niego Chace’a, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- Fakt, na nią mógłbym zaczekać – zamruczał Chace, unosząc z aprobatą brwi w kierunku dziewczyny.
- Lepiej opowiadaj o świętach – zmienił temat Sterling, wywracając oczyma. – Za cholerę nie wiem o co ci chodziło w tej sowie.
- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ex – wtrącił śpiewnie Wood, pociągając spory łyk ze swojego do połowy opróżnionego kufla. Dobra, narobił mi smaku.
- Chyba pierwszy raz w życiu masz rację – mruknąłem, kiwając w stronę Juliette. Kelnerka uśmiechnęła się uroczo w moją stronę i kręcąc biodrami, podeszła pod nasz stolik. Wyjęła małe, samopiszące pióro z kieszonki białego fartuszka na spódnicy, po czym to samo zrobiła z notatnikiem.
- Cześć Teddy – zagadnęła, rumieniejąc się na policzkach. Mimo, że nie była zbyt bystra, to uroku jej nie brakowało. Uśmiechnąłem się do niej… dobra chyba byłem naprawdę zły na Victoire, że uwierzyła Kasji, skoro flirtowałem z Juliette. – Co podać? – dodała, przygryzając dolną wargę. Świetnie, teraz ona flirtowała ze mną… W sumie serio świetnie.
- Kremowe piwo i… albo wiesz, co? Daj Ognistą – powiedziałem, przy cichym gwiździe zaskoczenia ze strony Chace’a.
- Jedna ognista, dobra. Czyli nie udał się wyjazd? – Wskazała brodą na moją walizkę.
- Zdecydowanie nie.
- To wszystko? – Przechyliła lekko głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- W zasadzie kremowe piwo też mogę chcieć – Potarłem brodę z zastanowieniem.
- Okay – przytaknęła, zerkając kątem oka na swoje notujące pióro. – A dla was? – Zerknęła na nich wyczekująco.
- Dla nas to samo – powiedział Chace uprzedzając Sterlinga.
- Czyli trzy Ogniste i trzy Kremowe Piwa – skinęła nam, rzucając mi jeszcze szybkie spojrzenie spod ciemnych rzęs idealnie pasujących do jej niemalże czarnych oczu. Odwróciła się na pięcie, zarzucając przy tym czekoladowymi włosami. Przyznaję, że nie dało się za nią nie patrzeć. Połowa pubu się za nią odwróciła! Cholera, jak one to robią?!
- Ja pierdolę, znowu się schleję – jęknął Sterling, uderzając czołem w blat stolika. Chace ryknął śmiechem.
- Ktoś musi, bracie.
- Od razu mówię, że nie pomogę taszczyć ci twojego kufra, Lupin – zastrzegł Higgs. – Nie będę w stanie.
- Postaram się zapamiętać. Na czym to my…? A, tak. Kasja to suka.
- Powiedz coś, czego jeszcze nie wiemy.
- Bardzo chętnie – rzuciłem, a zaraz po tym opowiedziałem pokrótce całość mojego przecudownego wyjazdu. W między czasie wypiliśmy znacznie więcej niż jedną kolejkę. W zasadzie, to koło ósmej straciłem rachubę. Prawdopodobnie powinienem też dodać, że z tego wieczoru pamiętam tylko to, że jakimś sposobem pocałowałem Juliette tuż obok męskiej toalety i gdyby nie to, że Chace zaczął rzygać wewnątrz, mogłoby się to skończyć w jednej z kabin. Właśnie, materiał do zapamiętania: następnym razem przychodzę tutaj jako ktoś inny (czasami metamorfomagia się przydaje). Kolejną rzeczą, jaką pamiętam to, że Kasja została obsmarowana przez nas od góry do dołu. Mniej więcej po czternastej kolejce pod nóż poszła też Weasley. Nie jestem z tego dumny. Gdyby nie to, że Julie (Morgano, jestem już na etapie „Julie”?!) przypomniała mi o walizce (którą dała nam tuż przy wyjściu, gdzie także ją pocałowałem… cholera), to pewnie wracałbym do Hogwartu z niczym oprócz śmierdzącej Ognistą jesionki i galeona w kieszeni. Droga powrotna pewnie też byłaby o niebo lepsza, gdybyśmy nie wpadli na genialny pomysł pójścia przez Wrzeszczącą Chatę, gdzie w między czasie wypiliśmy jeszcze rozchodniaka. Słowo daję, że nie wiem jakim cudem znalazłem się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Mam wrażenie, że nagle po prostu tam byłem (i chyba musiałem po drodze walnąć w coś głową, co wcale nie było trudne). Stan moich butów i ubrań był opłakany; wszystko w błocie, śniegu i alkoholu. Na Merlina, jak ja się mogłem doprowadzić do czegoś takiego?!
- Szyyy – zasyczał z pijackim akcentem Sterling, kiedy Chace zahaczył nogą o próg, przechodząc przez portret Grubej Damy, po czym runął, jak długi. Oparłem się o ściane, zataczając się zbyt niebezpiecznie, by ustać samemu i parsknąłem niekontrolowanym śmiechem. – Obudziszy wszystkich – dodał, plując dookoła i wymachując dziko rękami, jakby chciał ogarnąć tym cały Hogwart. Z jakiegoś powodu rozśmieszyło mnie to wtedy jeszcze bardziej.
- Jeb się, Lu-upin – czknął Chace, podnosząc się z trudem. Kiedy w końcu stanął na nogach, pomagał sobie rękami, by utrzymać równowagę. Kiwnąłem mu tylko potakująco głową, przenosząc wzrok na Higgsa. Sterling właśnie przytulał mój kufer i śpiewał jakiś nowy przebój gwiazdkowy.
- Jak mysicie?! Weasley śpi? – szepnąłem, nachylając się do nich, jakby byli co najmniej nie w pełni sprawni umysłowo.
- Nie, kurwa, bawi się z kałamarnicą w jeziorze. Jest cze-ecia w nocy, debilu – sarknął (a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało) Chace, chwytając się pierwszego z foteli.
- Mówi się „trzecia”, kuźwa – poprawił go Sterling, wypinając dumnie pierś (na tyle na ile był w stanie) ze swojego sprytu. Chace machnął lekceważąco ręką, próbując złapać się stolika.
Zajęło nam trochę czasu dojście do chociażby schodków, prowadzących do męskich dormitoriów. W życiu nie zgadłbym, że po drodze jest aż tyle możliwych przedmiotów, o które można się wywalić. Bardzo skutecznie utrudniły nam drogę z punktu A do punktu B (dodam tylko, że w niektórych Sterling nie omieszkał zostawić „czegoś od siebie”).
Nazajutrz obudziło mnie jasne, dzienne światło i chyba największy kac ze wszystkich do tej pory. Usiadłem powoli na łóżku, sycząc z bólu. Złapałem się za głowę, masując sobie skronie. Zamlaskałem kilka razy, czując okropną suchość z ustach. Rozejrzałem się wokół za poszukiwaniem czegokolwiek mokrego do picia i jedyną rzeczą, jaka wpadła mi w oko, były otwarte drzwi do ubikacji. Błyskawicznie podniosłem się z miejsca, nie zważając na narastający ból. Wpadłem do łazienki, odkręcając kurek z zimną wodą w kranie. Nie czekając, aż zacznie płynąć z niego ożywcza ciecz, nachyliłem się nad umywalką, przechylając głowę, by woda od razu trafiła do moich spragnionych ust.
Pierwsze, co zobaczyłem, to otwartą deskę klozetową i klęczącego nad nią Sterlinga. Higgs uniósł pobladłą, zielonkawą twarz i podkrążonymi oczyma spojrzał w moim kierunku, usiłując się uśmiechnąć.
- Hej, stary – wychrypiał, po czym gwałtownie zwrócił zawartość swojego żołądka do muszli. Odskoczyłem machinalnie, obryzgując się wodą. Wpadłem z powrotem do pokoju, łapiąc się za kark. Cholera… Nawet nie zdążyłem się napić.
- Em, wybacz Sterling – mruknąłem w kierunku drzwi, w odpowiedzi ten zamamrotał coś, co brzmiało jak „nie ma sprawy”. – Trzymasz się?
- Mhm – wybełkotał, najwyraźniej nie do końca zgodnie z prawdą.
- Ciii – zasyczał błagalnie ze swojego łóżka Chace. Uniosłem kąciki ust do góry. No, dobrze wiedzieć, że nie ja jeden dzisiaj cierpię. – Oddychajcie ciszej – dodał, pionizując się. – Zaraz mi łeb wybuchnie.
- No nie mów – sarknąłem, siadając powoli w nogach mojego łóżka. Przytknąłem palce do skroni. – Sterling umiera w kiblu.
- Świetnie, pozdrów go ode mnie – jęknął Wood, ponownie wyjątkowo ostrożnie kładąc głowę na poduszce. – Dzięki ci Morgano za dni wolne od nauki.
- Amen – mruknąłem, czując jak blednę. Nie… Nie, nie, nie, nie! Nie będę rzygał! Nie dzisiaj! – Higgs, długo ci zajmie wypluwanie żołądka?
- Zdaje się, że poleciał już z godzinę temu – Sterling wyszedł z łazienki z butelką wody w ręce. Za chwile oparł się o framugę drzwi, wypijając ponad połowę jej zawartości. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że gapię się psim wzrokiem na jego kolejne hausty. – To? Kranówa – dodał, wskazując za siebie.
Rzuciłem się ponownie do łazienki, tym razem skutecznie. Długo nie mogłem się oderwać od kranu, czując jak mój żołądek wypełnia się zimną wodą i bulgocze dziko w radości. Doskonale go rozumiałem, jednak po chwili zaczęło mi to przeszkadzać, żeby nie powiedzieć, że powodowało tylko i wyłącznie gorsze mdłości.
- Ted, daj spokój kranowi – usłyszałem za sobą głos Chace’a. – Nic z tego nie będzie. Ten związek nie ma żadnej przyszłości! – zawołał, wybuchając razem ze Sterlingiem śmiechem.  Za chwilę obaj zasyczeli z bólu. Wyobraziłem sobie nawet, jak bledną.
- Dobrze wam tak.



Siedziałem w Wielkiej Sali nad pustym talerzem. Nawet on wydawał się falować. Dzisiejszego dnia żaden z nas nie tknął nic do jedzenia. Nawet sam zapach wydawał się być drażniący. Sterling co jakiś czas blednął mocno, zerknąwszy na jedno ze swoich ulubionych dań.
- Więcej z wami nie piję – burknął po raz setny, popijając wodę ze swojej nieodłącznej butelki. Chace parsknął śmiechem, który relatywnie szybko przeszedł w jęk. Objął głowę oburącz, pochylając się nad swoim talerzem. Pozwoliłem sobie na nędzny uśmiech, targając włosy. Nawet nie próbowałem zastanawiać się w jakim teraz muszą być stanie. Odkręciłem głowę, by zaproponować zrezygnowanie z dalszego „jedzenia” Sterlingowi, ale tuż za nim dostrzegłem wchodzącą przez drzwi Victoire wraz z jej współlokatorkami. Wyprostowałem się jak struna, momentalnie zapominając o bólu głowy. Oprócz tego, że była wyjątkowo blada, wyglądała zniewalająco. Szczery uśmiech zdobił efektownie jej jasną twarz, nie obejmując jednak fiołkowych, niesamowicie wielkich oczu. Srebrzyste włosy opadały jej z lekkością na ramiona, zakryte przez jasną, zwiewną bluzkę z długim rękawem, który to podwinęła pod łokcie. Odgarnęła z czoła grzywkę, omiatając wzrokiem stół Gryffindoru. Modliłem się w duchu, by mnie nie zobaczyła. Doskonale wiedziałem, co zaraz nastąpi i wcale się nie pomyliłem. Spojrzenia moje i Weasley spotkały się na ułamek sekundy. Uśmiech natychmiast znikł z jej twarzy, ustępując miejsca zaskoczeniu i smutkowi. Z daleka widziałem, jak nabiera głęboko powietrza do płuc, zatrzymując się przy tym. Towarzyszące jej Skye i Aria natychmiast zareagowały, najpierw prawdopodobnie zadając jej pytania, a następnie, kiedy nic nie odpowiedziała, powędrowały wzrokiem w miejsce, w które patrzyła. Błyskawicznie skuliłem się za Sterlingiem, mając nadzieję, że mnie nie zauważyły. Oczywiście nie było nawet o tym mowy. Wyjrzałem (wyjątkowo niedyskretnie) zza Higgsa, obserwując, jak Victoire mówi coś do dziewczyn, po czym z pośpiechem opuszcza Salę. Skye i Aria stały chwilę w osłupieniu, po czym po raz kolejny skierowały na mnie spojrzenia.
- Cholera – mruknąłem, ponownie chowając się za Sterlingiem.
- Dobrze się czujesz, Ted? – bąknął, unosząc brwi z zaskoczeniem.
- Skye i Aria tu idą – syknąłem wyjątkowo żałośnie. Merlinie, staczam się…
- No tak. To w pełni wyjaśnia dlaczego zachowujesz się jak baba – skomentował Chace, usiłując uśmiechnąć się szelmowsko. Posłałem mu spojrzenie, ale jakoś nie wyglądał na kogoś, kto się tym przejął.
- Victoire z nimi mieszka – objaśniłem cierpliwie, ale najwyraźniej dalej nie załapali. – Czy wy w ogóle pamiętacie o czym wczoraj gadaliśmy? – warknąłem wywracając oczami. Obaj zastanowili się chwilę, jakby faktycznie mieli z tym spore problemy. Za chwilę na twarzy obu pojawił się wyraz olśnienia, więc wyrzuciłem ręce w górę.
- No właśnie to!
- O! O cholera! – zawołał Chace, podskakując na miejscu. – Cofam poprzednie; powinieneś zdecydowanie stąd zwiewać – Sterling przyklasnął mu natychmiast.
- Cześć chłopaki – Usłyszałem tuż za sobą wyjątkowo miły głos Skye. Ona nie bywała miła! Nie bez powodu, znaczy. I nie dla nas! Cholera, cholera, cholera…
- Trochę jakby na to za późno – bąknąłem do Chace’a, po czym odwróciłem się z najlepszym uśmiechem, na jaki tylko było mnie stać. – Hej, Skye! Aria! – przywitałem się niemalże śpiewnie (zważywszy na moją formę). Chace zacisnął usta w linie i machnął im sztywno. Sterling wydusił z siebie coś na miarę uśmiechu.
- No, no. Widzę, że była niezła impreza – Skye usiadła po mojej wolnej stronie. Szturchnęła mnie lekko łokciem. To wystarczyło, żeby wróciły mi mdłości. – Och, wyglądacie tragicznie!
- Dzięki – burknął Chace. – Wprost marzyliśmy, żeby to usłyszeć.
- Jeszcze gorzej śmierdzicie – dodała Aria, krzywiąc się lekko.
- Heej! Nie jest aż tak źle – żachnął się Sterling.
- Nie wiesz co mówisz – mruknęła Skye. – Szkoda, że nie macie się czym leczyć - dodała z naciskiem.
- Co konkretnie masz na myśli? – Z nieskrywanym zainteresowaniem odwróciłem się w jej stronę. Chace i Sterling również wydawali się być poruszeni.
- Jakiś eliksir, albo wywar – westchnęła zdawkowo, wzruszając przy tym ramionami dla lepszego efektu. Zmarszczyłem czoło. Może i byłem na kacu, ale to nie znaczy, że straciłem czujność.
- Faktycznie, nie mamy nic takiego – przyznałem ostrożnie. Skye przyłożyła dłoń do ust.
- O, no tak. Przecież, że ja mam.
- Masz taki eliksir? – spytał Chace ze zdziwieniem. – Wiesz, to nie jest jedna z tych rzeczy, jakie uczą w Hogwarcie. Skąd go wzięłaś?
- No, mój tata tak, jakby interesuje się eliksirami, więc ma tego trochę – wyjaśniła pokrótce. – Zabrałam mu jedną z fiolek.
- Co chcesz w zamian? – burknąłem, przeczuwając coś, co mi się zdecydowanie nie spodoba.
- Czemu od razu myślisz, że czegoś chcę? – Skrzyżowała ręce, udając urażoną.
- Skye – mruknąłem, posyłając jej sceptyczne spojrzenie. Wywróciła oczyma.
- Dobra! Chcę informacji.
- Jakich?
- Powiesz mi co się wydarzyło w Norze podczas waszego wyjazdu na święta – rzuciła rzeczowo, na co Aria przytaknęła jej żywo.
- Victoire nic wam nie powiedziała?
- Nie. W zasadzie niewiele mówi od powrotu.
Zerknąłem na chłopaków, szukając poparcia.
- Jak mus, to mus, stary. Sprawy życia i śmierci wymagają poświęceń – Sterling położył mi ciężko dłoń na ramieniu. Wyglądał jeszcze gorzej niż pięć minut temu, słowo.
- Zgoda – Podałem Skye dłoń, którą uścisnęła z uśmiechem.
- Świetnie! Spotkamy się u was, za jakieś dwadzieścia minut.


***
Trwało to dłużej niż zamierzałam i w pewnym momencie chciałam nawet dopisać kolejny wątek do tego rozdziału, ale ostatecznie zdecydowałam się przenieść go na następny. Dzisiaj krótko, bo muszę wracać do jakże cudownej nauki.
Dziękuję osobom, które odważyły się przyznać do Teddy’iego. Mam nadzieję, że chociaż rozdział nie powala, to zaspokaja. Prawdę mówiąc napisałam go już dość dawno, ale ciągle liczyłam, że dodam tutaj ostatni wątek. Stąd opóźnienie. Ale chyba tym razem i tak jest szybciej? ;]
Pozdrawiam,

Lil

21 komentarzy:

  1. Pierwsza! Muhahahaha!
    Naprawdę uśmiałam się czytając ten rozdział. Trójka gryfonów tak strasznie mi kogoś przypomina...Nieważne.
    Wiesz, ten fragment powinno się czytać na lekcjach, żeby zrazić dzieciaki do alkoholu. Skłoniłaś mnie abym w przyszły weekend została abstynentką :)
    Strasznie słodkie było pytanie Teddy'ego "czy Vickie już śpi". Już wyobraziłam sobie scenę, w której wpada pijany do jej sypialni i zbiera się na jakieś wyznania...
    A tak w ogóle... dlaczego całował się z Juliette?! A jak Weasley się dowie? Po prostu...no nie! Wystarczy pomachać rzęsami, odgarnąć włosy i już? Typowy facet z ciebie, Lupin! Tylko o seksie się myśli, co?
    Ostatnio często dodajesz rozdziały, co oczywiście bardzo mi się podoba :) Trzymaj tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że tak zostanie! Postanowiłam dodawać znacznie częściej! Mam ostatnio niezły napływ weny i nie chcę kazać Wam tak długo czekać.
      I oczywiście, że Ty pierwsza, bo jak zawsze niezawodna! Ja tak chyba z tym alkoholem, bo sama ostatnio mam ochotę wyjść ze znajomymi na takie balety, ale masa nauki mi nie pozwala, więc znajduję sobie powody, dla ktorych nie powinnam pójść! xD niewile to daje, ale zawsze coś!

      Usuń
    2. Każdy pociesza się jak może :p
      Ja, nigdy nie sądziłam, że to powiem, ostatnio mam już dość wypadów ze znajomymi i tego bólu głowy... oni mnie strasznie demoralizują! :D
      I cieszę się, że chociaż jedna osoba ma mnie za niezawodną :)

      Usuń
    3. Oczywiście, że tak!

      Usuń
  2. Wspaniały! Boski! Szalony! Tylko tak go mogę opisać! :D Na koniec pytanie: Kiedy kolejny? :P
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny jak wygrzebię się z sesji, obiecuję! ;]

      Usuń
  3. Biedaki. :D hahaha. Jest po prostu genialny. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!! Tak, nawet mi ich było szkoda xD

      Usuń
  4. Świetny rozdział :) Teraz tylko czekać na następny :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję się streszczać, chociaż najpierw dodaję na Lilę

      Usuń
  5. Witam,
    z tej strony Mademoiselle z Oceny Legilimens. Uprzejmie informuję, że Halszka została usunięta z grona oceniających z powodu braku odzewu, więc Twój blog trafił do Wolnej Kolejki. Jeśli wyrażasz taką chęć, możesz wybrać inną oceniającą lub czekać, aż któraś Cię przygarnie.

    Pozdrawiam,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, że kocham Twojego bloga i nominuję Cię do Liebster Award http://james-syriusz-potter.blogspot.com/2013/07/liebster-award-nominacja-do-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję! Postaram się znaleźć czas, ale nic nie mogę obiecać ;(

      Usuń
  7. Witam,
    z przykrością informuję, że na Oceny Legilimens pojawiła się odmowa oceny Twojego bloga.

    Pozdrawiam,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super notka !!! Tylko kiedy następna ?

    OdpowiedzUsuń
  9. 2 miesiące! 2 miesiące i 5 dni! Tyle każesz nam czekać. Ja cię błagam Lil! Dodaj coś bo zwariuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że dodam. Mam teraz po prostu trochę problem, a konkternie z kolanem dość poważny :<

      Usuń
  10. Ocena Twojego bloga pojawiła się na www.oceny-legilimens.blogspot.com
    Zapraszam do zapoznania się z nią.

    OdpowiedzUsuń