czwartek, 9 maja 2013

09. Nic na siłę, wszystko podstępem



Boże Narodzenie to jedne z tych świąt, które przynoszą pokój, radość, zadumę i bliskość. Ostatecznie mogą także powodować kłótnie, warkoty, wrogie spojrzenia i ciągłą wściekłość. Zastanawiam się, czy możliwe byłoby jedno bez drugiego. W końcu ciągła zgoda i słodzenie sobie nawzajem w pewnym momencie mogłyby się zrobić wyjątkowo uciążliwe.
Pierwszy Dzień Świąt był wyjątkowo męczący. Victoire rzuciła się w wir przygotowań, jak nigdy. Ze wszystkich obecnych wydawała się być najbardziej pracowita (chociaż nigdy nie paliła się do pracy). Nie zostało dużo do zrobienia, oprócz nakrywania stołu, przyprawiania ostatnich dań i wykładania ich na półmiski. Oczywiście mała Weasley usilnie chciała wszystkie te rzeczy robić sama. Warczała na każdego, kto choćby dotknął się do jej roboty. A chociaż bardzo chciałbym powchodzić jej w paradę (nie tylko dla dokuczenia), to odciągano mnie od niej jak tylko to było możliwe.
- Ale ja naprawdę chętnie coś zrobię – zapewniałem panią Weasley najsilniej jak tylko mogłem.
- Teddy, kochaneczku, tutaj już nie ma co robić! Victoire, Ginny i ja wszystkim się zajęłyśmy – Pani Weasley machnęła ręką, uśmiechając się do mnie przy tym. Odwróciła się na pięcie ku stołowi, zarzucając przy tym rudo-siwymi włosami. – Zajmij się lepiej dziewczyną, na pewno jej się nudzi!
- Byłą dziewczyną – powtórzyłem już do znudzenia. W przeciągu ostatniego dnia mniej więcej raz na pięć minut ktoś musiał się pomylić.
- Wybacz, Teddy. Po prostu się zapominam, naprawdę do siebie pasujecie – W chwili, w której otwierałem buzię, żeby ostro zaprzeczyć, usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego talerza. Pani Weasley, Ginny i ja w tym samym momencie zerknęliśmy ku Victoire. Przed Blondi leżało wiele odłamków porcelanowych, białych talerzy.
- Przepraszam – warknęła przez zaciśnięte zęby, mierząc mnie i panią Weasley wrogim spojrzeniem. Nie wyglądała, jakby było jej przykro. Miałem wielką ochotę się uśmiechnąć i przez chwilę nawet chyba to zrobiłem, bo Vickie zmrużyła wściekle oczy w moim kierunku. Tak, zdecydowanie się uśmiechałem.
- Nic nie szkodzi –powiedziała Ginny, machając lekceważąco ręką, jednak zanim zdążyła wyciągnąć różdżkę, uprzedziłem ją i już celowałem w szczątki na podłodze.
- Reparo! – mruknąłem, mierząc się wzrokiem z Vickie. – Niezdara – dodałem na tyle cicho, by tylko ona mnie usłyszała.
- Lepiej się zamknij, bo stracisz jedynki – zagroziła szeptem, zgrzytając zębami. Zachichotałem, kompletnie nie uważając jej za wiarygodną.
Jeśli chodzi o Kasję, to wcale a wcale się nie nudziła. Pomijając to, że zanudzała większość ludzi tanimi bajeczkami, to okazało się, że ona i Walker całkiem nieźle się znają. Rozmawiali ze sobą wyjątkowo swobodnie, a Reader zapominała nawet na czas ich rozmów być cierpiętnicą. Miła odmiana. Salon był przepełniony domownikami i gośćmi, czekającymi już przy magicznie powiększonym stole na posiłek. Co jakiś czas z kuchni nadlatywały półmiski z daniami, bądź puste nakrycia.
Tym razem miałem siedzieć między Kasją a małą Lily Potter. Dokładnie naprzeciwko siebie miałem Victoire, a naprzeciwko Kasji siedział Nathaniel. Zastanawiałem się mocno nad tym, czy powinienem cieszyć się, czy płakać. Biorąc pod uwagę między innymi to, że Vi była w beznadziejnym nastroju, prawdopodobnie to drugie. Podpierałem brodę, bębniąc przy tym w stół palcami. Modliłem się by móc mieć to jak najszybciej za sobą. Na próżno; czas dłużył mi się w nieskończoność. Westchnąłem nieco zbyt głośno, tym samym (bardzo niepotrzebnie) zwracając na siebie uwagę. Kasja zamrugała kilkakrotnie, zanim uśmiechnęła się perliście. Przekląłem w duchu.
- Coś się stało Teddy? – spytała słodko Kasja, kładąc mi rękę na udzie. Spojrzałem z wściekłością najpierw na jej dłoń, a później na nią.
- Słowo daję Reader, jeszcze jeden taki ruch, a nie ręczę za siebie – syknąłem, zaciskając zęby. Zarówno Kasja, jak i Walker unieśli w górę brwi ze zdziwienia (różnica polegała jedynie na tym, że Nate nic nie widział).
- Naprawdę, nie wiem o co ci chodzi – bąknęła niewinnie, przesuwając dłonią w górę.  Dla mnie było tego za wiele. Wstałem z impetem, mierząc ją lodowatym spojrzeniem. Wymaszerowałem nerwowo z salonu, kierując się ku schodom. Szedłem szybko patrząc pod nogi i klnąc pod nosem od serca. I gdyby nie to, że na kogoś wpadłem na półpiętrze, pewnie wszedłbym w ścianę. Warcząc podniosłem głowę w górę, mierząc lodowatym wzrokiem ową osobę.
Victoire odbiła się ode mnie, jak od piłki, zataczając się niebezpiecznie. Wysiliłem cały mój refleks, by złapać ją tuż przed upadkiem. Omiotłem ją szybko wzrokiem, zauważając od razu kilka zmian. Wyglądała na mocno zmęczoną; cerę miała bladą, niemalże przezroczystą, usta lekko rozchylone. Oddychała szybko i płytko. Jedynie podkrążone, pociemniałe oczy zdawały się być teraz przytomne (a przynajmniej na tyle, by posłać mi jedno z tych jej „spojrzeń”). Zmarszczyłem czoło, nie wypuszczając jej z ramion, mimo jej obronnej postawy. Pachniała ciasteczkami.
- Jak leziesz, Lupin? – mruknęła wściekle. Zdecydowanie za cicho i za słabo, jak na nią.
- Wszystko w porządku? – Słyszałem pobrzmiewającą w moim głosie troskę. – Wyglądasz na zmęczoną – dodałem dla usprawiedliwienia. Troska w głosie zdawała się być jeszcze większa, więc odchrząknąłem.
- Nic mi nie jest – prychnęła kpiarsko. Od razu wiedziałem, że zaraz mi się oberwie. To specjalnie na takie okazje trzymała ten ton. – A raczej nie byłoby, gdyby nie ta twoja Kasja – syknęła, przeciągając sylaby imienia Reader. A nie mówiłem(najpiękniejsze trzy słowa na świecie)?
- Co tym razem?
- A to tym razem, że nie dała mi spać! – zawołała z oburzeniem, wyrzucając ręce w górę. Na szczęście udało mi się puścić ją na tyle wcześnie, by nie oberwać od niej po głowie. – Ciągle udawała, że płacze i łkała w poduszkę. Chyba z dziesięć razy pytała mnie, czy śpię. Ciesz się, że ta suka jeszcze żyje. Czy ja wyglądam na taką, co da się na to nabrać? Wolne żarty – żachnęła się, krzyżując ręce. Za chwile zachwiała się ponownie; tym razem jednak sama chwyciła się mojego ramienia.
- Vickie… - zacząłem ponownie używając ojcowskiego tonu, ale ona tylko machnęła ręką lekceważąco.
- Och, błagam – syknęła, zamykając oczy i biorąc głęboki oddech. Kiedy na powrót je otworzyła, wydawała się wyglądać o niebo lepiej. Musiała używać swoich ponadprzeciętnych zdolności. Jej skóra błyszczała, fiołkowe oczy magnetyzowały, usta zaróżowiły się, a najpiękniejsze na świecie rumieńce wystąpiły na jej szczupłe policzki. Była zniewalająca. Zarzuciła srebrno-blond włosami, uśmiechając się szelmowsko. – Widzisz? Mówiłam, że nic mi nie jest – zamruczała głębokim głosem. Chyba nie muszę mówić o efektach jej działań. Nie? Bosko. Dla niewtajemniczonych dodam tylko: „łał” i „musiałem się powstrzymywać, by się na nią nie rzucić”.
- Weasley, sama się prosisz – ostrzegłem, starając się panować nad sytuacją. Zachichotała, krzyżując ręce na piersiach. Zbliżyła twarz do mojej, opierając przy tym dłonie na mojej klatce piersiowej. – Jak nie chcesz incydentu na środku schodów w domu twojej babci, to dobrze ci radzę odsuń się. To jedyny taki moment, kiedy dam ci się wycofać.
- Zmuś mnie – szepnęła tuż przy moich ustach, po czym ze śmiechem zbiegła ze schodów w dół. Miałem ochotę ją zabić. Albo całować. Albo zabić całując. Przeczesałem włosy dłonią, nadal za nią patrząc. Mała szuja.
- Wiesz, jak ci się podoba, to wystarczy, że jej to powiesz – usłyszałem koło mojego ucha. Odskoczyłem błyskawicznie, patrząc ze zdziwieniem wprost na Ginny. Uśmiechała się do mnie w stylu „ja wiem wszystko”. Strasznie denerwujący uśmiech.
- Nie wiem o czym mówisz – bąknąłem. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie brzmiałem tak fałszywie.
- Daj spokój, Teddy. Mi możesz powiedzieć – zapewniła, odciągając mnie bardziej na bok. – To jak jest między wami?
- Najlepiej opisałbym to, mówiąc, że jest nijak.
- Wiesz, wydawało mi się coś zupełnie innego – Puściła mi perskie oczko.
- Chwila, podglądałaś nas? – spytałem czując, że pieką mnie policzki. Boże, brzmię jak baba.
- Ja bym tak tego nie nazwała. Raczej… zupełnie nie chcący widziałam co się działo.
- Na jedno wychodzi – burknąłem, ale Ginny zignorowała mnie.
- Wiesz, nie chcę zdradzać ci babskich sekretów, ale podobasz się jej – oświadczyła. Wyglądała tak, jakby przed chwilą dostała drogą parę butów od znanego projektanta. Wydawała się być w swoim żywiole. Świetnie. Miałem mocno przesrane.
- Komu? – wymamrotałem głupio.
- No Vickie oczywiście – odpowiedziała takim tonem, jakby musiała tłumaczyć coś bardzo prostego jakiemuś ograniczonemu umysłowo dziecku.
- A skąd to wiesz?
- Dużo o tobie mówi. Poza tym, jeszcze nie widziałam dwójki, która kłóciłaby się z takim zacięciem jak wy – zachichotała. Niewiele mi to pomogło i jakoś niespecjalnie chciało mi się wierzyć, że ktoś taki jak Victoire Weasley mógłby być mną zainteresowany. Nie w taki sposób. Raczej… całość jej uczuć pochodziła z sentymentu (i ja bezkarnie to wykorzystywałem).
- Skoro ilość kłótni jest miernikiem zainteresowania, to już wiem co łączy Chace’a i Sterlinga. Muszą być mocno w siebie zaangażowani – sarknąłem. Ginny pokręciła tylko głową. – Serio, muszę pamiętać, żeby pogadać z nimi na temat orientacji płciowej.



Cieszyłem się, że podczas wspólnego posiłku, Kasja znalazła wspólny język z Walkerem. Mogłem spokojnie z nią nie gadać. Miałem nawet czas, by ponownie posprzeczać się z Victoire. Wyglądała przecudnie. Srebrno-blond włosy miała rozpuszczone i tylko przednie pasma spięła z tyłu spinką. Fiołkowe oczy błyszczały się w taki sposób, że zapierało dech w piersiach. Dokładnie to samo było z jej uśmiechem. A uśmiechała się wyjątkowo często. Co jakiś czas zerkała nawet na mnie zza kurtyny ciemnych, długich rzęs w taki sposób, że sztućce wypadały mi z rąk i tylko resztkami sił powstrzymywałem się od rozdziawienia ust na oścież. Nawet jej głos był miły dla uszu, chociaż przeważnie się sprzeczaliśmy. I wszystko byłoby naprawdę nieziemsko, gdyby nie ciągłe, długie i natarczywe spojrzenia Ginny Potter. Wydawała się przeszywać nas wzrokiem na wylot. Kilka razy pozwoliła sobie nawet na chichot (biedny Harry, wyglądał tak, jakby się o nią poważnie martwił). Kasja wydawała się za to kompletnie mnie nie zauważać (za co swoją drogą dostałem reprymendę od babci Andromedy i pani Wesley, że niby nie zabawiam „mojej dziewczyny”. Możecie sobie tylko i wyłącznie wyobrazić moją reakcję. Dodam tylko, że liczenie do dziesięciu tym razem mnie zawiodło. Victoire też nie wydawała się być szczęśliwa z tego powodu).
Byłem pełny. Chyba jeszcze nigdy w życiu tyle nie zjadłem. Leniwie opierałem się o futrynę w drzwiach, patrząc, jak grupka dzieci rozpakowuje prezenty, piszcząc z uciechy. Lily podbiegła do mnie pokazując mi jakieś najnowsze wydanie baśni (wyjątkowo lubiła czytać. Dzieci…).
- Przeczytasz mi dzisiaj? – spytała, kiedy kucnąłem przed nią.
- Jasne. Kiedy tylko chcesz – zapewniłem, obdarzając ją ciepłym uśmiechem. Kurde, miękki jestem. Lily objęła mnie za szyję i pocałowała w policzek, za chwilę znowu będąc z resztą dzieciaków. Podniosłem się, znowu podpierając futrynę. Poczułem, że ktoś kładzie mi głowę na ramieniu (a w zasadzie opiera się o ramie, bo owy ktoś najzwyczajniej w świecie nie sięgał wyżej). Odkręciłem głowę w jej kierunku, dokładnie wtedy, kiedy ona podniosła wzrok. Wiedziałem, że to ona. Inaczej nie zareagowałbym na tyle spokojnie. Nie chciałem, żeby się odsunęła. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, zanim Victoire odwróciła głowę w kierunku dzieci. Mimo wszystko nadal patrzyłem na srebrnawy czubek jej głowy.
- Chciałabym tu zostać – szepnęła, wsuwając dłoń pod moje ramie. Uniosłem kącik ust do góry. – Nie chcę wracać.
- Nie lubisz Hogwartu?
- Nie, nie o to chodzi. Jest niesamowity, ale…
- Ale tu jest znacznie lepiej – dokończyłem, rozumiejąc co ma na myśli. Lily pomachała nam siedząc na dywanie tuż koło Dominique. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak Weasley się uśmiecha. Miałem pewność, że to właśnie teraz robi. – Z rodziną jest lepiej – Ponownie spojrzała na mnie. Chyba nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego momentu na pocałunek. Niestety, nie przepadałem raczej za widownią.
- Cieszę się, że tu jesteście – wyznała, opierając o mnie brodę. – Ty i twoja babcia.
- Rozpieszczasz mnie – mruknąłem, omiatając jej jasną twarz oczyma. – Jeszcze się przyzwyczaję do tego, że jesteś miła.
- Hej! Przecież ja jestem miła – zaprzeczyła, zakładając wolną rękę na biodro. Zmrużyła oczy, udając urazę. Zachichotałem.
- A ja lubię wróżbiarstwo.
- No, nikt cię nie wini za problemy mentalne. Wszystko rozumiem, wewnętrzne oko, te sprawy – Zaśmialiśmy się, kierując się jednocześnie ku schodom.
- Pokaż mi swoje fusy, a powiem ci kim jesteś – zawtórowałem jej, ciągle trzymając ją pod rękę.
- O tak, chętnie dowiem się w jak tragicznych okolicznościach mam zginąć – przytaknęła sarkastycznie, kiedy wchodziliśmy do mojej sypialni (nie żebyśmy mieli jakieś zamiary, nic z tych rzeczy. Po prostu w między czasie kazali nam zajrzeć na górę do Kasji i Nate’a).
Przez chwilę nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Oto stała przed nami porządnie obściskująca się para naszych „gości”. Nate trzymał Kasje tak blisko, że przez chwilę miałem problem, żeby odróżnić, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Reader wpijała się swoimi ustami w jego z taką żarliwością, że szły iskry, kiedy tymczasem ja i Victoire staliśmy z szeroko otwartymi ustami, za bardzo zszokowani, by cokolwiek powiedzieć.
Na szczęście nie musieliśmy zbyt długo się na to przyglądać, bo parka relatywnie szybko zorientowała się o naszej obecności. Odskoczyli od siebie dość prężnie, z zakłopotaniem spoglądając w naszym kierunku (przynajmniej tak było w przypadku Nate’a).
- Victoire – wydukał tylko, spuszczając głowę. Kasja za to uwiesiła się jego ramienia, robiąc niewinne oczy.
- Och, Teddy – wymruczała, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. – Tak mi przykro – dodała, kręcąc głową. Uniosłem wysoko brwi. No mi tam wyjątkowo przykro nie było. Wręcz przeciwnie. – To tak wyszło, bo widzisz, kiedyś ja i Nate byliśmy razem – wyjaśniła, na co chłopak skinął głową.
- Nie, jest okay.
- Przepraszam, wiem co sobie myślałeś.
- Wiesz? – bąknąłem idiotycznie, kompletnie nie wiedząc o czym ona gada.
- Och, tak mi przykro, ale ten wczorajszy pocałunek był błędem, Teddy – powiedziała miękko. Czułem, jak Victoire sztywnieje u mojego boku. Suka… - Nie będziemy już razem. To co się stało dzisiaj… chciałam ci tylko dodać otuchy.
- Otuchy?! – wyrwało się Victoire. Weasley odskoczyła ode mnie, jak oparzona. – Pocałunek?- zwróciła się do mnie wściekle, zaciskając dłonie w pięści. – Całowałeś ją?! Trzeba było tak od razu, Lupin! – warknęła, ciskając we mnie piorunami z oczu.
- Ale… Victoire, to nie tak, ona…
- Jasne, że ona! – syknęła. – To zawsze jest ona – dodała już dużo ciszej, wybiegając z pokoju. Spojrzałem z furią na Kasję. Uniosła z wyższością głowę, uśmiechając się w taki sposób, by przypieczętować swoje zwycięstwo. Wygrała bitwę. Wygrała bitwę o Święta.
- Nie ujdzie ci to na sucho – Wycelowałem w nią oskarżycielsko palcem, odkręcając się na pięcie, by dogonić Victoire.



***

Bardzo przepraszam, że tak długo czekaliście na ten obiecany, nadrabiający rozdział, ale bardzo dużo się u mnie wydarzyło złego. Rozdział nie jest tak długi, jak planowałam, bo też chciałam go dodać szybko i prawdę mówiąc nie byłam w stanie napisać więcej. Mam też nadzieję, że nie pojawiły się błędy, bo przyznam szczerze, że nawet nie sprawdziłam wszystkiego.
Chciałabym zadedykować go dla zakochanej w Teddym Fly (czyli: Who Cares). Niesamowicie poprawiłaś mi humor, pisząc komentarz pod poprzednim rozdziałem. Bardzo zapadł mi w pamięć i za każdym razem wywołuje uśmiech! Wybacz, że rozdział jest tak krótki  i jednak nie opisany na tyle dokładnie  (emocjonalnie, bo ja głównie na to zwracam uwagę, nie na wystrój otoczenie, czy cokolwiek innego, a na bohaterów. Otoczenie każdy widzi inaczej i nie lubię ingerować w twórczą wyobraźnię czytelników. Wolę bazować na postaciach), jak to zazwyczaj robię, ale naprawdę nie miałam siły. Dodam jeszcze tylko, że dziękuję Jagodziance za jej zaraźliwy entuzjazm. Czyni cuda, serio.
Wasza,
Lil

20 komentarzy:

  1. JA JUŻ CHCE NOWY! Nie możesz tak robić, takie rzeczy dawać, a potem przerywać :/
    I to ja dziękuję, że w końcu znalazłam bloga na którego faktycznie czekam :D
    Jak zwykle rozdział wspaniały <3 I Ginny, która ich ogarnęła :3 Po prostu cudo!
    Czekam na więcej ;]
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznałam, że postać Ginny zasluguje na więcej niż to, co pokazała Rowling (z całym szacunkiem dla niej, ale postać Ginevry jest odrobinkę... mdła). Więc na początku miał to być Harry, ale jednak wygrała Ginny. Postaram się dodać coś relatywnie szybko, niestety teraz mam same zaliczenia ;/

      Usuń
  2. Miałam ogromną radochę, aż do ostatniego momentu. Scena na schodach sprawiła że piszczałam jak mała dziewczynka. I zgadzam się z tobą co do Ginny. W książce, nie mówiąc już o filmie, była strasznie mdła. A przecież ma potencjał, który ty wykorzystałaś :)
    Coraz bardziej nie znoszę Kasji. Naprawdę, przysięgam, jeśli w przyszłym rodziale Teddy i Victoire się nie pogodzą, to osobiście ją zamorduję.
    Szybko dodawaj coś nowego, bo nie wytrzymam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nawet o filmie nie chciałam wspominać, bo nawet popcornem nie chce mi się wtedy rzucać ;p. Miałam nadzieję, że się ucieszycie! Bądź co bądź, można sprawić, by ta postać była fajna! A scena na schodkach? Ach ta Victoire! ^^

      Usuń
    2. Ach ta filmowa okropna Ginny...Na pocałunku w Pokoju Życzeń za każdym razem chce mi się płakać z rozpaczy...Co to miało być?!
      A tak w ogóle dziękuję, bo oczywiście zapomniałam, za dedykację :*

      Usuń
    3. Zasłużyłaś! Wyjątkowo poprawiło mi to humor ;]. Fajnie wiedzieć, że ktoś znajduje Teddyiego atrakcyjnym ;pp.
      PS. Gorsza od sceny pocałunku jest tylko scena, w której ona sznuruje mu buta... O.M.G. -.-''

      Usuń
  3. Świetny rozdział, lepszy od poprzedniego (nie żeby tamten był zły czy coś, po prostu ten jest idealny). Tylko jak możesz przerywać w najlepszym momencie?!? Jak ja mam teraz wytrzymać do następnej notki? Jesteś zua ;-). A tak z innej beczki: kiedy dodasz nowy rozdział na lila-evans?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że ten bardziej przypadnie do gustu ;]. Ahh zuooo! xD a lilę? Piszę ją wyrwale xD mam nadzieję szybko skończyć, ale chciałam odpowiednio wszystko opisać. Nie chciałabym, żeby wyszedł nudny rozdział! Muszę oddać jednak trochę emocji ;p

      Usuń
  4. Jestem nową czytelniczką i nie oriętuję się co ile dodajesz notki więc pytam kiedy mogła by być już kolejna (nie mogę się doczekać) wiec proszę odpisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze odpisuję ;]. Oczywiście w takim razie witaj na Teddym! A nowa notka, hm, aktualnie mam bardzo dużo zaliczeń i jeszcze więcej nauki. A skupiam się na lila-evans, żeby dodać tam rozdział, z którym już dłuugo zalegam i o który strasznie mnie męczą inni xD. Ale nie zapominam o Teddym i jak tylko dorwę się do laptopa po skończeniu LE, napiszę rozdział. Ciężko mi tylko określić się w czasie :<

      Usuń
    2. Rozumiem jak już bedzieśz miała wiekszość napisane to napisz na gg (to ja dodała cię do znajomych na gg ale podam nr zebyś się nie pomyliła :)) 47299205-Magda :D

      Usuń
    3. Ach, już wszystko jasne. Oczywiście, napiszę ;]

      Usuń
  5. http://james-syriusz-potter.blogspot.com/2013/05/1podr.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Magda, z którą rozmawiałam, mam nadzieję? ;]

      Usuń
    2. Tak :D Wg dodałam nowy rozdział jeśli chcesz poczytać :)
      http://james-syriusz-potter.blogspot.com/2013/05/3przepowiednia.html
      POzdrawiam :p

      Usuń
    3. Jasne, dzięki. Jak tylko znajdę chwilkę ;]]

      Usuń
  6. Niestety miałam problem na blogu i teraz już nie jestem Szara Dama :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! A co się stało?? Może da się naprawić? ;]

      Usuń
  7. Raczej nie ,miałam (jak powiedziała moja przyjaciółka BANA ,czy jakoś tak i miałam na jakis czas zawieszonego bloga ,wole tego nie powtarzać a tu NN http://james-syriusz-potter.blogspot.com/ myślę ze odrobinke lepsza od poprzednich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wygrzebię się z sesji, to się pojawię ;]

      Usuń