P
|
eron numer 9 i 3/4 wyglądał tak, jak
zawsze; zatłoczony, głośny... i magiczny. Młodzi czarodzieje, odprowadzani
przez swoich rodziców na pociąg do szkoły, witali się radośnie ze swoimi
szkolnymi znajomymi. Sowy w klatkach huczały z podenerwowania, jakiś bury kot
zaczął gonić szczura, ropucha zaskrzeczała gardłowo. No i on: wspaniały,
czerwony Ekspres Londyn - Hogwart. Westchnął, uświadamiając sobie, że już po raz
drugi do niego nie wsiądzie. Zabolało. Zerknął w dół na swoją towarzyszkę.
Piękne blond włosy spływały kaskadami na szczupłe, wątłe ramiona, głowę miała
spuszczoną, a oczy utkwione w kremowych baletkach na swoich nogach. Zebrał się
w sobie i zmusił do uśmiechu. Uniósł jej delikatnie podbródek, zmuszając tym
samym, by na niego spojrzała. Fiołkowe oczy zasłaniała srebrzysta tafla łez.
Przełknął ślinę, powstrzymując się od drgań brody. Zamiast tego przybrał surowy
wyraz twarzy. Dziewczyna speszyła się, a na cudownej twarzy odmalowała się
niema prośba.
- Chyba nie
będziesz teraz płakała? - Zabrzmiało idealnie. Głos mu nie zadrgał ani razu, a
oddźwięk był luźny, niemal lekceważący. Zamrugała wielkimi, jak spodki oczyma,
szybko się reflektując. Wyprostowała się machinalnie, a na jej buzi pojawiła
się charakterystyczna duma i bunt.
- Oczywiście,
że nie - odparła niemal z wyrzutem, zupełnie tak, jakby mówienie czegoś
podobnego ją obrażało. - To dla mięczaków. Ja jestem twarda.
- Z pewnością
jesteś.
Broda zadrgała
jej żałośnie. Uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. Otoczył jej drobne
ciało ramionami. Cała się trzęsła. Nie wiedział, co jej powiedzieć, więc
milczał. Pogłaskał ją po jedwabistych włosach.
- Chyba jednak
jestem mięczakiem - mruknęła mu w ramię żałośnie. Teraz już miał pewność, że
płakała. Zaśmiał się, kręcąc głową.
- Nikt, kto cię
zna, nie mógłby nazwać cię mięczakiem, Victoire - zapewnił. Zabawne, jak bardzo
chciała być dzielna.
- Mówisz tak tylko,
dlatego, żebym się nie wściekała.
- Nie,
głuptasku - Odsunął ją na długość ramion i teraz już wprost nie mógł
powstrzymać śmiechu. - Wyglądasz okropnie - dodał, patrząc, jak potargał jej
włosy i jak rozmazał jej się tusz pod oczami. Zrobiła naburmuszoną minę.
- Jesteś straszny
- skomentowała, przygładzając fryzurę. Wyszczerzył zęby, jakby usłyszał najlepszy
na świecie komplement, co ona skwitowała to dzikim prychnięciem. – To nie jest
to, co kobieta chciałaby teraz usłyszeć
Nachylił się
nad nią, chcąc ostatni raz przed rozłąką poczuć gładkość jej ust. Serce zaczęło
mu bić szybciej, chociaż już wiele razy ją tak całował.
- Hahaha! Teddy
i Victoire! Teddy i Victoire, zakochana para! - zawył ktoś obok nich,
chłopięcym głosem, pełnym uciechy. Odskoczyli od siebie w mgnieniu oka. Mały,
czarnowłosy chłopczyk ściskał się za brzuch i pokazywał na nich palcem.
Victoire nachmurzyła się i, jak na kogoś, kto był po części wilą przystało,
straciła przy tym sporo na wyglądzie. Oczy jej zapłonęły, a włosy wydawały się
unosić pod wpływem wiatru (a musicie wiedzieć, że w tym dniu było bardzo ciężko
o choćby najlżejszy podmuch).
- James! -
zawołał nagannie Teddy, mrużąc wściekle oczy. - Zjeżdżaj stąd, bo pójdę do
twojej matki.
- Nie boję się
jej! - odpowiedział dumnie chłopiec, przenosząc wzrok na Victoire. - I ciebie
też nie, musisz się nieco bardziej postarać, bo twoje wilowe sztuczki już na
mnie nie działają.
- A chcesz się
przekonać, smarkaty? - warknęła Weasley, robiąc krok w jego stronę, ale on
tylko zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Idę
powiedzieć tacie, zobaczycie! - Czmychnął przed wzburzoną Victoire, wołając
ciągle "Teddy i Victoire, Teddy i Victoire".
- On jest
okropny! - poskarżyła się Vickie, powoli uspokajając się liczeniem w myślach do
dziesięciu. Ted odetchnął, widząc normalną już postać swojej dziewczyny.
- To tylko
dzieciak. Z tego, co mówił Harry, jest kropka w kropkę, jak jego dziadek.
Wzruszyła
ramionami, opierając głowę o jego pierś. Tkwili tak kilka chwil, nie odzywając
się do siebie, nawet wtedy, kiedy ich uszu dobiegł gwizd lokomotywy i trzaski zamykanych
drzwi. Victoire jedynie popatrzyła na niego ze strachem, ale on skinieniem
głowy kazał jej wsiadać. Wskoczyła zwinnie do Ekspresu, błyskawicznie
wychylając się przez okno przedziału, który wcześniej zajęła z przyjaciółmi.
Pociąg ruszył, a on razem z nim. Nie potrafił nie biec za nią. Coraz szybciej i
szybciej...
- Pamiętaj o
mnie, Teddy! - krzyknęła jeszcze zanim zniknęli za zakrętem.
- Zawsze będę
pamiętał - szepnął, tym razem nie mogąc już powstrzymać łez bólu rozstania.
przecudna naotka, lece czytac dalej
OdpowiedzUsuńDzięki ;] enjoy
UsuńCzytam od nowa. Bo za tym tęsknie i mam nadzieję, że jak Ci skomentuje każdą notkę to któryś komentarz przeczytasz i... może jeszcze coś napiszesz?
OdpowiedzUsuń